Wielu liberałów i innych wolnorynkowców twierdzi, że obecny system oświaty jest nieskuteczny i niewydajny jeśli chodzi o zaspokajanie potrzeb edukacyjnych społeczeństwa. Ja, zaryzykuję i nie zgodzę się, jakoby tak do końca było. Otóż obecnemu systemowi należy się spory komplement. Komplement za solidność i skuteczność w służeniu państwu, którego jest przecież częścią. System państwowej edukacji, tfu, indoktrynacji polegającej na wmówieniu nam, już od pierwszych dni w szkole, o konieczności istnienia tego systemu za pomocą pseudonaukowych argumentów, których miałkości nawet nie jesteśmy w stanie zrozumieć (bo tak jesteśmy uczeni).
Systemu indoktrynacji na tyle perfidnego, że gdy dochodzi do zwiększania się kompetencji państwa w nasze życia, jak na przykład propozycja wydłużenia okresu trwania podstawówki, to choć nam, współczesnym ludziom, ten pomysł wydaje się niewłaściwy, mimo że brak wystarczających środków materialnych, to tak czy inaczej, jakby mimowolnie bronimy owego chorego systemu rękoma i nogami, by za kilka tygodniu, miesięcy, lat na nowo przejść z tym do porządku dziennego.
Śp. Albert J. Nock miał rację pisząc w swym świetnym, choć przemilczanym dziele pt. Państwo - nasz wróg, że: Każda interwencja ze strony państwa umożliwia następną interwencją, ta z kolei jeszcze następną i tak dalej w nieskończoność. Czego skutkiem jest rozrost struktur biurokratycznych, a te z kolei sprawiają, że społeczeństwa1 pod butem państwa stają się coraz bardziej zobojętniałe. Zwłaszcza tych z nas, którzy wierzą, iż owe interwencje są naturalne i konieczne2. Jednak jak zauważa filozof: Dotyczy to także ogromnej większości, która nie ma żadnej jasnej koncepcji państwa, lecz akcentuje je jako coś, co po prostu istnieje i która nigdy nie zastanawia się nad nim, z wyjątkiem sytuacji, kiedy jakaś państwowa interwencja niekorzystnie odbija się na ich interesach.
Czy tak musi być?
1 Patrz, A.J.Nock, Państwo - nasz wróg, Wyd. PRESTIGE, Lublin - Rzeszów 2004, strona 136.
2 Por. ibidem.