Praga Południe – dzielnica kamienic i bloków,
apartamentowców i kompleksów handlowo-usługowych, posiadająca różnorodną
historię. Chociaż ciągle poddawana urbanizacji i przybierająca cechy prawie
odrębnego miasta, to wciąż relatywnie zielona, bogata w lasy, parki i skwery.
Niestety przyglądając się puszkom i butelkom oraz innym fragmentom konsumpcji
alkoholowej można odnieść wrażenie, że nasza dzielnica to jedno wielkie
wysypisko. Pomimo surowo egzekwowanego zakazowi spożywania trunków alkoholowych
w miejscach innych niż prywatne prawie nieodłącznym wydawałoby się elementem
każdej ulicy i trawnika jest jakiś rodzaj alkoholu: od piwa w puszkach po
kolorowe małpki. W zaułkach i pod niektórymi sklepami wciąż można spotkać „smakoszy”
o różnych nastrojach społecznych. Niektórzy są bardziej napastliwi, wręcz
agresywni, niektórzy natomiast nie skrzywdziliby muchy przedstawiając tylko
ponury cień samych siebie. Tak być nie powinno i nie musi.
Aczkolwiek
rozwiązaniem problemu nie jest surowsze egzekwowanie prawa albo więcej
ograniczeń czy wręcz całkowita abolicja. Czego uczy nas historia to tego
właśnie, że penalizacja danego zachowania bądź produktu powoduje tylko więcej
ofiar i cierpienia. Ekonomia życia codziennego dodaje do przekonania fakt, że
usunięcie podaży na dane dobro nie powoduje zniknięcia popytu na nie, a wręcz
przeciwnie – zgodnie z niepisanym prawem „zakazanego owocu” – zakazane dobro
nabiera większego smaku niż do czasu, gdy było ono ogólnodostępne. Popyt czy
potrzeba wśród konsumentów produktu wzrasta nawet jeżeli nie jest to zdrowe
albo niezbędne do przetrwania. Ale przecież nie można odbierać ludziom
przyjemności z życia, ani tym bardziej zabierać im prawa wyboru, jak długo nie
krzywdzą siebie nawzajem. Opierając się właśnie na powyższych przesłankach
proponuję depenalizację spożywania alkoholu w miejscach publicznych, gdyż nie
tylko przyczyni się do poprawy czystości (wciąż można karać delikwentów za
śmiecenie!), ale w szerszej perspektywie uzdrowi nieco tkankę społeczną naszego
miasta. Gdy konsumenci napojów wyskokowych przestaną być ścigani za samo
spożywanie swoich ulubionych napojów, to przełoży się to na poczucie ich
bezpieczeństwa.
Generalnie rzecz biorąc osoba dokonująca świadomie czynu
nielegalnego stara się to zrobić szybko i po cichu tak, aby uniknąć złapania.
Kwestia pozostawienia po sobie porządku jest drugo-, a nawet trzeciorzędna.
Wypiłem ciurkiem w krzakach i nie mam czasu paradować z „dowodem zbrodni” po
ulicy w poszukiwaniu kosza na śmieci – tak na ogół wygląda rozumowanie publicznego
konsumenta trunków. Ponadto trzeba powiedzieć jeszcze o tym, że występki
nielegalne przyciągają osoby o tendencjach prawdziwie kryminalnych, których
poczucie obywatelskości jest i tak mocno zachwiane. Takie osoby będą
zachowywały się niestosownie bez względu na to, czy picie na ulicy, na podwórku
czy w parku, będzie legalne czy nie. Natomiast przeciętny obywatel będzie
pozbawiony prawa do konsumpcji niczym zaszczuty pies. Czemu prawo ma zajmować
się napędzaniem klienteli pubom i klubom? Nie każdy może być zwolennikiem picia
w zamkniętych, dusznych pomieszczeniach przepłacając za chrzczone piwo przy
brudnym stoliku. Generalizuję oczywiście, aby uświadomić Państwu, że rząd nie
powinien być narzędziem karania za posiadanie odmiennego gustu albo stylu
życia.