Nie pochodził z rodziny, która posiadała majątek albo koneksje
komunistyczne. Był w połowie sierotą. Został skrzywdzony wielokrotnie przed
wymiar sprawiedliwości.
Aczkolwiek jego wola przetrwania nigdy nie zanikła. Wola luksusu również.
Chociaż nigdy nie mógł sobie pozwolić na wiele, zawsze wiele oczekiwał.
Często przeglądał internetowe (gdyż żył w czasach, gdy dostęp do sieci
domowej był dosłownie chlebem powszednim) ogłoszenia dotyczące używanych
rzeczy: mebli, RTV, AGD, itd.
Robił to zwykle z konkretnie sprecyzowanym celem. Na przykład, gdy pożądał
monitora LCD, to poszukiwał tylko i wyłącznie informacji zawierających ów
przedmiot.
Pewnego jednak chłodnego, późno-letniego, a może wręcz jesiennego poranka
(średnia temperatur mogła nie przekraczać 10 stopni Celsjusza) zapragnął mieć
nowy fotel obracany, gdyż stary - który również uzyskał za pomocą wolnej
wymiany handlowej z własnym szefem - stawał się coraz bardziej dysfunkcjonalny.
Poszukując
prawie do zmęczenia powiek, wreszcie odnalazł prawie to, czego szukał – prawie!
Było to ogłoszenie dotyczące stosu używanych foteli znajdujących się kontenerze
śmietnikowym na Śródmieściu. Było to ogłoszenie wielce ogólnikowe i ryzykowne.
Nasz zdesperowany bohater postanowił jednak zaryzykować. Był znany z niejednego
przedsięwzięcia wymagającego wielkiego hazardu życiowego. Choć dzień był raczej
mroźny, wietrzny – na szczęście nie było porządnych opadów śniegu czy deszczu –
wybrał się on na łów foteli obrotowych… za pomocą swojego ukochanego pojazdu
dwukołowego z bagażnikiem. Tak, zaiste, był to rower!
Ścieżka pokonana do celu naszego jeźdźca nie jest warta specjalnym wspomnień. Odbywał się bez względnych problemów. W końcu te 15 km to dla niego było nic nawet w taką pogodę. Dopiero, gdy jeździec przedostał się przed labirynt źle oznakowanego, nieprzystosowanego dla rowerów centrum biurowego miasta, zaczęły się kłopoty. Rowerzysta odnalazłszy rzeczony biurowiec, spotkał ogromny kontener mebli biurowych w różnym stanie używalności. W większości były to właśnie fotele. Niestety wiele z nich było albo w kawałkach bądź w stanie tak brudnym, że wymagałyby one profesjonalnego odświeżania, na które nasz bohater nie mógł sobie pozwolić ze względów finansowych… i wolitywnych (nie chciało mu się). Jednak po chwili przeglądania spostrzegł on ten jeden fotel nieujmujący swym stanem powagi królewskiej. Fotel ów znajdował się mniej więcej po środku kontenera, więc wymagało to, przystąpienia naszego jeźdźca butami na ten śmietnik. Nie trwało to długo i już dzięki jego zręczności święty grał został odzyskany. Teraz problemem był transport. Nasz bohater nigdy w życiu nie przewoził niczego tak ciężkiego i – co trzeba dodać, bo to ważna koniunkcja – tak nieporęcznego. Nic więcej dziwnego, że jego pierwsze próby montażu fotela na mały i wąski bagażnik rowerowy wzbudziły zadziwienie przechodniów. Zapewne uznali naszego jeźdźca za wariata, pijaka bądź zdesperowanego włóczęgę. Jednak przejmował się on opiniami obcych ludzi. Skoro miał w głębokim poważaniu opinie swojej własnej rodziny…
W końcu po ciężkim, mozolnych próbach i eksperymentach odnalazł on najlepszą pozycję do przewożenia fotela. Postawił go on do góry kółkami przywiązawszy go za pomocą gumowych linek do reszty pojazdu. Uczyniło to jednak rower dosyć niestabilnym. Pod uwagę trzeba by było również wziąć porywy wiatru, które mogły sięgać do 30 km/h. Pomimo przeciwnościom nasz bohater, sprawdziwszy względną stabilność pakowania, ruszył w długą drogę do domu. Wiedział on wcześniej, że pojechanie Tamką, z górki na pazurki, może skończyć się tragicznie. Zresztą, chciał on oszczędzić na klockach hamulcowych, a więc wybrał okrężną drogę przez most Siekierkowski.
Ścieżka pokonana do celu naszego jeźdźca nie jest warta specjalnym wspomnień. Odbywał się bez względnych problemów. W końcu te 15 km to dla niego było nic nawet w taką pogodę. Dopiero, gdy jeździec przedostał się przed labirynt źle oznakowanego, nieprzystosowanego dla rowerów centrum biurowego miasta, zaczęły się kłopoty. Rowerzysta odnalazłszy rzeczony biurowiec, spotkał ogromny kontener mebli biurowych w różnym stanie używalności. W większości były to właśnie fotele. Niestety wiele z nich było albo w kawałkach bądź w stanie tak brudnym, że wymagałyby one profesjonalnego odświeżania, na które nasz bohater nie mógł sobie pozwolić ze względów finansowych… i wolitywnych (nie chciało mu się). Jednak po chwili przeglądania spostrzegł on ten jeden fotel nieujmujący swym stanem powagi królewskiej. Fotel ów znajdował się mniej więcej po środku kontenera, więc wymagało to, przystąpienia naszego jeźdźca butami na ten śmietnik. Nie trwało to długo i już dzięki jego zręczności święty grał został odzyskany. Teraz problemem był transport. Nasz bohater nigdy w życiu nie przewoził niczego tak ciężkiego i – co trzeba dodać, bo to ważna koniunkcja – tak nieporęcznego. Nic więcej dziwnego, że jego pierwsze próby montażu fotela na mały i wąski bagażnik rowerowy wzbudziły zadziwienie przechodniów. Zapewne uznali naszego jeźdźca za wariata, pijaka bądź zdesperowanego włóczęgę. Jednak przejmował się on opiniami obcych ludzi. Skoro miał w głębokim poważaniu opinie swojej własnej rodziny…
W końcu po ciężkim, mozolnych próbach i eksperymentach odnalazł on najlepszą pozycję do przewożenia fotela. Postawił go on do góry kółkami przywiązawszy go za pomocą gumowych linek do reszty pojazdu. Uczyniło to jednak rower dosyć niestabilnym. Pod uwagę trzeba by było również wziąć porywy wiatru, które mogły sięgać do 30 km/h. Pomimo przeciwnościom nasz bohater, sprawdziwszy względną stabilność pakowania, ruszył w długą drogę do domu. Wiedział on wcześniej, że pojechanie Tamką, z górki na pazurki, może skończyć się tragicznie. Zresztą, chciał on oszczędzić na klockach hamulcowych, a więc wybrał okrężną drogę przez most Siekierkowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz