Szanowni Państwo, Drodzy Mieszkańcy Warszawy oraz innych miast i wsi w Polsce, ogółem wszyscy obywatele podlegający zasięgowi Poczty Polskiej S.A.
Każdy z nas natknął się z sytuacją awiza w skrzynce, spóźnionych listów, długich kolejek na urzędzie, itp. Obsługa klienta przez rodzimego operatora pozostawia wiele do życzenia. Bywa nie ukrywajmy wręcz skandaliczna. Piszemy skargi bez odzewu, wyrywamy sobie włosy z głowy, czasami również popadamy w ruinę przez niedbalstwo, lenistwo czy zwykłą opieszałość ze strony pracowników PP.
Niemniej są to skutki wieloletnich zaniedbań ze strony kierownictwa tej organizacji. Kierownictwa, które jest krótkowzroczne, małostkowe, niekompetentne i skorumpowane do szpiku kości - albo przynajmniej trzyma "standard" klasycznej państwowej spółki - które przekładają się bezpośrednio na standardy obsługi klienta na najniższym szczeblu. Pracownicy PP począwszy od listonoszy po kierownictwo lokalne ponosi tylko ułamek winy. "Z niewolnika nie ma pracownika", a to motto jest na ustach wszystkich, którzy choć przez moment zetknęli się z polskim operatorem. Przykładowy urząd może wyglądać pozornie na dobrze prosperujący, ale po drugiej stronie jest zupełnie inaczej. Brakuje wszystkiego począwszy od narzędzi pracy po samych tylko ludzi do pracy. Z każdym dniem starsi pracownicy odchodzą na emerytury, a nowi są rzadko przyjmowani albo przychodzą ludzie niezaradni bądź po prostu cwani, co jednak weryfikuje specyfika tej pracy. Ludzie, którzy już się wdrożyli i próbują się starać są tylko nagradzani pięknymi słowami, symbolicznymi premiami i ... dodatkową pracą. Najbardziej widać to w pracy listonoszy, których skutki przeciążenia są widoczne w niskiej doręczalności przesyłek. Nie ma czemu się dziwić, jeśli przykładowo 1 listonosz musi obsłużyć 2, 3 rejony pocztowe zachowując przy tym standardy, których podjął się w umowie. Standardy te, do których należy min. terminowość, są w praktyce niemożliwe do zrealizowania bez uciekania się do "skrótów", czyli np. awizacji bez próby doręczenia bądź do opóźniania przesyłek . Znowu, nie ma czemu się dziwić, bo mało kto zechce przepracować nadgodziny tylko dla idei. A ponadto często dochodzą nadprogramowe "obowiązki", takie jak dzielenie bieżącej korespondencji na wszystkie rejony na danym urzędzie oraz układanie własnej poczty, co często zajmuje godzinę lub więcej zanim listonosz jest w stanie wyjść w ogóle na miasto. Jeśli brakuje ludzi, to odpowiedzialność za to ponosi kadra zarządzająca (najczęściej) na najwyższym, centralnym szczeblu firmy. Kierownictwo lokalne bywa różne, czasami do rany przyłóż, czasami kwas siarkowy, ale w gruncie rzeczy nawet ono nie ma większego wpływu na to co się dzieje. Mówiąc krótko, ten regres następuje od wielu lat bez widocznej szansy na poprawę.
Ostatecznie nie jest to nic nowego. Nie jestem pierwszą osobą, która o tym pisze i nie pragnę być odkrywcą rzeczy oczywistym.
Moją intencją jest jednak skromny apel do każdego z nas. Apel o współczucie i zrozumienie wobec pracowników tego Titanica, którzy starają się jednak robić co w ich mocy, aby pasażerowie nie utonęli wraz z nim. Nawet jeśli pozornie wygląda inaczej, to awizo w skrzynce to nie koniec świata - mamy przecież circa 2 tygodnie na odbiór i nie zawsze są kolejki na twoim urzędzie; a zresztą, życie upływa zbyt szybko, żeby pędzić wszędzie, a w kolejce można porozmawiać, poczytać książkę bądź dokonywać różnych operacji w internecie; nie jesteśmy najważniejsi; a czemu chociaż nie pomożesz doręczycielowi schodząc do niego z góry lub podchodząc do niego do furtki? Czemu nie możesz chociaż podać mu kubka gorącej herbaty lub okazać mu odrobiny życzliwości nawet jeśli doręcza ci niechcianą przez ciebie korespondencję? Myślisz, że on jest robotem? Myślisz, że jeśli zwyzywasz pracownika okienka to coś wskórasz poza wyprowadzeniem go z równowagi lub doprowadzeniem go do stanu depresji?
Wszyscy pracownicy PP zdają sobie sprawę, że toną jak załoga Titanica, ale czy to jest ich wina? Skoro to nie oni projektowali ten statek, ani nie oni odpowiadają za jego stan. Kto za to odpowiada? Jednak z wielu gór lodowych!? NIE
Zarząd Poczty Polskiej S.A., który od wielu lat ignorował dziury w kadłubie i zepsute turbiny; który zatrudniał "pijanych" nawigatorów; który po prostu miał wasze dobro na poziomie Rowu Mariańskiego.
W związku z tym, będąc świadomym tonięcia, mam tylko jedną prośbę - piszmy skargi, jak najbardziej, ale adresujmy je we właściwe miejsce, czyli do Zarządu Poczty Polskiej. Prędzej w ten sposób coś wskóramy niż apelując wiecznie do przemęczonej załogi statku.