6 stycznia 2013

Dziękujcie Smoczym Kulom

Dlaczego nie uznaję Dragon Ball GT?

Pośrednio dlatego, że jest to dzieło niekanoniczne, to znaczy, że seria GT nie została stworzona, wymyślona przez autora DBZ i DB, czyli Akirę Toriyama, który wprawdzie maczał palce w powstaniu trzeciej serii przygód Son Goku i spółki, ale nic poza tym. Pośrednio, ponieważ nie jest fanatykiem osoby pana Toriyamy ani bezwzględnym fanem jego twórczości. Gdyby ktoś inny napisał, narysował i sfilmował Smocze Kule, to nie miałbym nic przeciwko temu, a może nawet było by lepiej? Najważniejszą kwestią jest jakość. Jakość, której GT ewidentnie brakuje, a na którą składają się takie cechy jak: koherentność (inaczej spójność) całości fabuły, dobra animacja, logiczne wynikanie i zdrowy rozsądek(w ramach oczywiście danego dzieła. Trudno bowiem wymagać tej samej logiki i zdrowego rozsądku od mangi i od "Lalki" Prusa!).

Dlaczego DBGT nie spełnia tychże kryteriów? Będę pisał zwięźle bez podawania konkretnych szczegółów, jak odcinek, pora dnia, etc.
Zacznijmy od samego początku: Cała fabuła GT zaczyna się w momencie, w którym przez pomyłkę złego Pilafa (vide: DB) smocze kule, po użyciu ich na odmłodzenie Goku, rozpraszają się po całym.. wszechświecie. Już tutaj zaczynają się schody, ponieważ dragon balls nie mogą i nie mają prawa rozproszyć się po wszechświecie! Po spełnieniu życzenia smok rozpada się i kule zostają rozrzucone po kuli ziemskiej. W różnych kierunkach.. wszędzie, ale w ramach planety, z której się bądź co bądź wywodzą!

Przypomnę ich genezę (zgodnie z kanonem). W obliczu wielkiej ekologicznej tragedii planeta Namek przeżywała kryzys. Rasa ją zamieszkująca ginęła i w resztkach sił posłała swoją jedyną nadzieję - ostatniego z Nameczan - w statku kosmicznym. Z bliżej nieznanego powodu (może celowo) statek wylądował na planecie Ziemia. Tym Nameczaninem był oczywiście Piccolo (w zasadzie jego imię zostało zapomniane przez podział osobowości). Ów statek wylądował na jednym z największych pustkowi na Ziemi. Było to miejsce do tego stopnia odosobnione i zapomniane przez ludzkość, że ów młody Nameczanin zdołał dorosnąć tam w spokoju. Lecz w końcu jego pragnienie wiedzy, nieznośna samotność pchnęła go w niebezpieczną podróż poza idyllę pustelnika. Nieznamy szczegółów życia Nameczanina, jego interakcji i odczuć, jakie mogły powstać poprzez konfrontację z zupełnie odmienną od niego rasą. Wiemy natomiast, że udało mu się poznać tę rasę zarówno z jej dobrej jak i złej strony. Udało mu się nawet poznać samego Boga. I wtedy właśnie ów Nameczanin, zobaczywszy jakość życia Wszechmogącego, zapragnął sam nim zostać na drodze naturalnej sukcesji (Bóg Ziemi jest śmiertelny!). Lecz ówczesny Kami-Sama odmówił, powiedział bowiem, że aby zostać wszechmogącym, należy być czystego serca. Serca Nameczanina było splamione ciemnością, której nauczył się od ludzkości. Wszystkie swoje starania nakierował on na wyeliminowanie w sobie tego zła. Do tego stopnia, że dosłownie, fizycznie je od siebie oddzielił stwarzając nowy byt, swoje przeciwieństwo połączone więzami życia i śmierci, czyli Piccolo Daimao. Dalej tłumaczył nie będę. Kami-Sama zmarł, nowym Kami-Samą został Nameczanin. A tak się składało, że Nameczanie posiadali naprawdę nadprzyrodzone zdolności, min. potrafili stworzyć smocze kule i smoka spełniającego życzenia. To dziedzictwo w jakiś sposób odbiło się w pamięci Nameczanina-Wszechmogącego, który zapragnąwszy to powtórzyć na Ziemi uczynił to. Stworzył smocze kule na Ziemi. Chciał w ten sposób zapewne zadośćuczynić za zło i cierpienie wywołane przez swoje alter-ego Piccolo Daimao. Dzięki temu Goku mógł spotkać Bulmę i cała historia DB mogła mieć miejsce. Jak wiadomo, w okresie kryzysu ze sztucznymi ludźmi (Android/Cell Saga), Kami-Sama poświęcił się stając się częścią - dzięki Bogu już dobrego - Piccolo, aby wspomóc wojowników Z w walce z zagrożeniem. Tym samym smocze kule (ważne!), które do tej pory działały, przestały działać i stały się kamieniami na zawsze (Normalnie stawały się nimi na rok po spełnieniu życzenia). I tak było by, gdyby nie sprowadzenie na Ziemię nowego Wszechmogącego, Dende'ego. Dende "wyregulował" dotychczasowe smocze kule i przywrócić jego do działania. I te same kule były używane aż do ostatniego pojawienia się smoka po walce z demonem Buu!!!


Teraz będzie krew: Otóż pomijam kwestię, że z kule normalnie powinny być rozproszone po Ziemi, ale być może, zapobiegawczo, Goku i spółka postanowili je mieć w jednym miejscu, czyli w niedostępnym dla złoczyńców (?) Niebiańskim Pałacu. A tu nie dość, że ktoś zdołał tam dotrzeć (pomijając "precedens" z przylotem Bulmy i małego Trunksa oraz Super Buu, to jeszcze co? To, że to nie były TE kule, ale kule "poprzedniego" Wszechmogącego! Ale którego? Nie tego, który był przed Dende'm, ponieważ te kule zostały "odziedziczone". Wcześniejszego? O nim nie wiemy praktycznie nic. Zresztą, to było by baaardzo dziwne gdyby okazało się, że mógł on stworzyć coś takiego jak kule nie będąc Nameczaninem. Przypominam bowiem, że stwarzanie smoczych domeną rasy Nameczan, a nie atrybutem Wszechmogącego. Poza tym, nawet pomijając tamte argumenty, to czy ów kule nie powinny być kamieniami, skoro ich stwórca już dawno nie żyje? To fajnie, ale całkowicie pomija logikę i spójność moim zdaniem. I w zasadzie stanowi największy problem w akceptacji GT jako ciągu dalszego Zetki. Naprawdę, odmłodzenie Goku mi nie przeszkadza, ale jest głupie. Jeżeli chcieli pokazać kogoś młodszego, to mogli wziąć Uuba, Pan czy zupełnie nową postać, ale ja rozumiem, że dla celów wąskiego interesu (nie lubię pojęcia komercja) własnego musieli tam umieścić naszego Son Goku!

Przytoczę jeszcze parę argumentów w skrócie:
1. Moc - Energia KI jest w stanie niszczyć, w zależności od tego, ile jej ktoś posiada, to jest w stanie zniszczyć wszystko: od góry przez miasto po całą planetę i więcej. W czasie walki z Super Buu nie tylko Ziemia o mało co się nie rozleciała (choć w końcu została unicestwiona, ale celowym atakiem), to jeszcze cały wszechświat nie został zdezintegrowany! Było tak, ponieważ rzeczony demon, za sprawą prowokującego zachowania Vegetto, w złości wyrzucał się z siebie taką ilość energii, której wprawdzie nie potrafił wykorzystać w walce, ale mógł i robił tak, że bariera wymiarów pękała dosł. jak szyba na koncercie grubej śpiewaczki operowej. Porównajmy Buu do poziomów z GT. Baby Vegeta, który był ponoć znacznie silniejszy od Goku na poziomie SSj3, Uub Unleashed (po fuzji z grubym Buu), a nawet - ale bardziej przypuszczalnie od Super Buu. Jakby i nic. Nic.. planeta powinna pękać od zderzeń energii. Ale załóżmy, że Baby Vegeta i ssj 4 Goku nie byli tacy silni. Alright.. Dalej, Super 17-stka? Jako android nie wydziela z siebie energii jak żywa istota (zgodność z tym, co zostało powiedziane w Zetce), ale Super Demoniczny Shenron siedmio-gwiazdkowy? Przecież on zamiatał ssj 4 Goku ulice bez przenośni! Jego moc była na pewno większa od Super Buu, a już z pewnością Gogeta ssj 4, więc nie dość, że miasto, w którym walczyli, powinno zostać doszczętnie wymazane z egzystencji, to jeszcze planeta powinno się rozlecieć.

Co do mocy jest jeszcze poziom. Otóż jak wiadomo występują różne poziomy Super Saiyanina. Na początku znany był tylko SSj, potem Mastere SSj (Opanowany, wytrenowany), następnie SSj 2 aż wreszcie SSj 3. Każda ewolucja wznosi za sobą nową niewyobrażalną moc, ale żeby nie było tak łatwo złoczyńcy także się zmieniają i są coraz silniejsi. Gdy pod koniec Sagi Frizera wydawało się, że SSj to szczyt możliwości i potęgi, pojawiły się androidy i cyborgi, a potem bio-cyborg, mutant, Cell, aż do Buu, który nawet był w stanie pokonać SSj 3. Wyjątkiem jest "przemiana" Son Gohana, którego potencjał został uwolniony przez starszego Boga Światów sprzed 15-tu pokoleń (Kaioshin). Ale mimo tego, że za każdym razem pojawiał się ktoś silniejszy, różnica poziomów została zachowana. Nawet Gdy pojawił się Buu, SSj 2 i SSj nie były tym samym. Aż do GT, które zniwelowało, zrównało tę "subtelną" różnicę czyniąc SSj praktycznie tym samym, co SSj 2, ponieważ ani razu nie widzimy przemiany Saiyana z SSj w SSj 2. Odpowiedź jest taka, że bądź autorzy GT ją zignorowali bądź zapomnieli o odpowiedniej animacji (błyskawicach i etc.). A skoro już o tym mowa, to trzeba też wspomnieć o Gohanie. Pod koniec Zetki Gohan był bezsprzecznie najpotężniejszym wojownikiem na Ziemi, potężniejszym nawet od Goku SSj 3. Tak, tak.. i to bez przemiany w złotowłosego przystojniaka! A tu nagle w GT - wprawdzie pod wpływem Babe'go, ale jednak - Gohan przemienia się w SSj. Mało tego, jego moc spada drastycznie do momentu przed zamieszaniem z Buu i Kaioshinami! Jak to? No dobrze, przyjmijmy, że nie był sobą, Babe go kontrolował i żeby użyć "potencjały", trzeba wykonać jakąś czynność, o której tylko Gohan mógł wiedzieć (I tak mocno naciągane).. ale dlaczego już w walce z Super 17-tką Gohan wchodzi w tryb SSj? Po co? W Sadze Złych Smoków jest to samo!


Mógłbym wymieniać, wymieniać.. skoro sam pomysł ze smoczymi kulami wcześniejszego Kami-Samy jest ad analum, to już cała reszta fabuły się kruszy niczym skała pod wpływem erozji, pęka i pozostaje nie do obrony, bo bez smoczych kul cała reszta nie ma prawa się odbyć!
Zatem napomknę tylko o tym, co było dobre w GT bądź w idei bądź w realizacji:

1. Super Saiyanin 4. Był on nie tylko zgodny z logiką Dragon Balla jak i koniecznością, o ile mielibyśmy się trzymać Goku i jego spółki (Bo można było pójść zupełnie nowym torem, obrać innych, młodszych, słabszych bohaterów..). Wykonanie też nie było najgorsze: małpie futro, dłuższe włosy, włosy pod oczami (?), złote tęczówki, etc. Ale "magiczne" spodnie? Przepraszam bardzo, to było głupie. Goku przemienia się w Oozaru (Błędnie z tym tłustym brzuchem. Spójcie tylko na przemiany Oozaru w Zetce!), jego ubranie zostaje rozerwane, więc skąd spodnie?? Tak samo Vegeta, u którego spodnie pojawiają się w tajemniczy sposób po tym, jak przemiania się w wielką małpę (Mógł założyć elastyczny kombinezon, którego projekt nie był przecież obcy Bulmie). "Cartoonish" powiedziałbym, kreskówkowe, a nie mangowe!

2. Animacja. Oczywiście nie zamierzam narzekać na to, jak zostały animowane DB i DBZ, ponieważ zdaje sobie sprawę, że jak ówczesne lata, to było i tak bardzo dużo. DBGT zapowiadał się obiecująco, ale zawiodłem się właśnie na tym, że tak dobre środki zostały zmarnowane na GT. Ataki energetyczne, zmiany pogody, szczegóły w budowie miast, przyrody, etc. etc. To było wszystko było śliczne!

3. Złoczyńcy. Babe był całkiem ciekawym wątkiem. Zwłaszcza przez wzgląd na nawiązanie do historii Saiyan (analogicznie pierwsza saga w Zetce nawiązuje do ich historii). Rasa Tsufuli, którzy zostali wytępieni, wraca, żeby się zemścić, a jak to z zemstą bywa ich zamiary (a może takie były od początku vide: Kompleks wyższości) wplątały zupełnie obcą rasę, Ziemian, w ich plan. Ich cały potencjał skupiony w jednym bycie, Babe. Babe, który nie powstał by bez udziału kosmicznego odpowiednika dra Gero, potrafi wnikać do istot żywych przejmując ich ciała i moc (w przeciwieństwie do Buu, który wchłaniał innych). I to, że odwrócił on role, postawił przyjaciół i rodzinę,i całą ludzkość przeciwko Goku. To wszystko, co zawsze bronił główny bohater zostało mu przeciwstawione (przewartościowanie wszystkich wartości); epickość prawie podpadająca pod walkę ostatniego Saiyana z Freezerem na eksplodującej planecie.. Wielkie szanse zniszczone. Super

Super 17-stka. Dziwny koncept, zapewne mający nawiązywać do sagi sztucznych ludzi, ale wykonanie niespójne, pełnie sprzeczności (Na przykład skąd dr Myu i dr Gero zdobyli w Piekle materiały na zbudowanie drugiej 17-stki i wiele innych).

Smoki. W trakcie terroru Buu, najstarszy Kaioshin wspomniał o wielkim niebezpieczeństwie związanym z używaniem smoczych kul poza ich rodzimą planetą. Myślę, że można to traktować jako zapowiedź kryzysu związanego z ostatnią sagą w GT. Bunt smoka, jego podział na siedem części.. Sam fakt, że z użytkowaniem kul wiązało się drugie dno był wielce intrygujący i odpowiadał mojej przyczynowo-skutkowej psychice. Tak musiało być. Było za pięknie, żeby nie było żadnych skutków ubocznych, żadnego kaca. Ale oczywiście w ogólności znowu to schrzanili.
2.