19 września 2010

Z bogami i bohaterami Grecji przyjaźnię się od bardzo dawna. Mam wrażenie, że znam ich dość dobrze i że bez rażących omyłek potrafię odtworzyć zawiłe ich dzieje. Ale wiedza, którą rozporządzam, nie jest wiedzą uczonego. Głęboko szanuję cierpliwych pracowników, którzy zbierali i objaśniali mity greckie, lecz szacunku dla nich nie posuwam aż tak daleko, by pójść ich śladem. Z ciekawością przeglądam ich dzieła uczone, ale wystrzegam się brać od nich naukowe wyjaśnienia mitów(...).

Nie, nie jestem uczonym. Jeżeli zachodzę czasem do tych katakumb wiedzy, jakimi są wielkie biblioteki, to jedynie po to, aby z tym większą radością oddychać później świeżym powietrzem swobodnej i niefrasobliwej fantazji. Mitologia wydaje mi się rozkosznym ogrodem, po którym trzeba chodzić stopą cichą i delikatną. Wolę radować się wonią rosnących tam kwiatów, niż za cenę oberwanych płatków poznawać tajemnicę ich budowy. Okazuję w ten sposób opłakaną powierzchowność umysłu, nad którą niewątpliwie boleć będą ludzie poważni (...).

Ktoś w chwili niezadowolenia mógłby nazwać tę książkę złą, rozumiejąc przez to, że jest niegodziwa, przewrotna, nieprzystojna. Postąpiłby jednak nierozumnie. Nie ma złych książek, prócz tych, które są źle napisane. Natomiast bywają złe chwili, w których najlepsza książka wyda się najgorszą i sprowadzić może następstwa wręcz opłakane.


Jan Porandowski, Eros na Olimpie.

13 września 2010

O mitologizacji

Jedną z większych i poważniejszych cechą ustroju d***kratycznego jest zjawisko, które nazwałbym mitologizacją. Mitologizacja ma swe ufundowanie w typowo ludzkich uwarunkowaniach do uschematyczniania świata, a raczej zeń jego recepcji (na zasadzie, iż żeby poznać byt, trzeba zbudować wokół niego teorie). Mitologizacja służy przeciętnemu człowiekowi, ale też ludziom, których przyjęło się nazywać intelektualistami. I nie byłoby w tym nic niebezpiecznego - gdyby nie władza ludu, która czyni z mitologizacji centralny - jak się wydaje - punkt podparcia dla pasożytniczej strony d***kracji. Słowem, takie patrzenie na świat staje się łatwą pożywką dla polityczno-ekonomicznych elit, które - zbyt często - jedynie dzięki niej są w stanie umocnić i utrzymać swą nadrzędną wobec narodu pozycję. A ponadto, [właśnie] dzięki niej niej stają się elitami, czego jaskrawym wręcz przykładem może być kariera p. Andrzeja Leppera, który na fali rolniczego niezadowolenia z ich partykularnej sytuacji ekonomicznej, został wyniesiony do Parlamentu, a gdy już tam się dostał.. wyzyskiwał tą idee, ile tylko się da[1]. Ów niezadowolenie rolników było/jest podsycane głównie przez mit, biednej wsi. Biedna wieś oznacza, iż gospodarstwa polskie wymagają ciągłej opieki spolegliwego urzędnika państwowego, że ciągle trzeba nie inwestować (z budżetu) i dotować, bo przeto każdy obywatel na tym korzysta etc. Tak jak każdy mit, idea, myśl tak i ta ma swe źródło w rzeczywistości obiektywnej. Ten zapewne wziął się stąd, iż po '89 tzw. PGR masowo upadały i popadały w [dosł.] ruinę. Cóż, o ile nie można temu zaprzeczyć, o tyle nie można rozciągać tej historycznej sytuacji na przyszłość. Do tego, przeto, gdyby ten wolny rynek - o którym mówiono i głoszono, że się go wprowadza - zadziałał, to PGR mogły by z powodzeniem stanąć na nogi i stać się wydajnymi przedsiębiorstwami.

Inną ciekawą opinią - z którą spotykałem się osobiście parokrotnie - brzmi: wzrost bezrobocia jest spowodowany przez zalew tzw. taniej siły roboczej z Azji etc. Chińczycy zabierają pracę Polakom i ogóle.. Poprzestając na ogólnej krytyce tej legendy: Jeżeli Azjaci mogą wykonywać prace tą samą, co Polacy, za mniejszą niż oni stawkę, to rodzi to niższe ceny dla .. Polaków-konsumentów. Otóż głównym błędem powyższego nacjonalizmu ekonomicznego jest nierozpoznanie, że człowiek jest zarówno pracownikiem, jak i konsumentem[2]. Oczywiście, dopóty to się nie zmieni, dopóki rząd będzie próbował naprawiać taką sytuacje wprowadzając w życie prawa blokujące zagraniczny kapitał itp.

Lecz przechodząc do clue całego tekstu. Osoba lub grupa osób, która chciałby zmienić ten kraj (w sensie dosł.), musi zmierzyć się z wieloma licznymi przeszkodami, spośród których - wg mnie - najniebezpieczniejszą jest mitologizacja etatyzująca[3]. I tym miejscu rodzi się tzw. teoria (strategia) działania. O ile strategia różnej maści czerwonego bydła[4] mnie mało interesuje, o tyle bardziej skupię się na libertarian i konserwatystach. Co do tych pierwszych, pomijając nurt - powiedzmy - reformistyczny, to zgodni są oni zasadniczo, iż społeczeństwo trzeba przekonywać do swych racji poprzez publiczne debaty, uliczną propagandę czy też edukację ekonomiczną już w szkołach podstawowych, ale nie tylko.. Mankamenty takiej strategii pojawiają się w momencie, gdy odbiorcy rzeczonego przekazu niekoniecznie chcą go sobie przyswoić lub po prostu go nie rozumieją. Co na to libertarianie? Nie znam zdania wszystkich[5], ale rzecznikiem[6] ciekawej teorii, jest p. Stefan Molyneux[7]. Twierdzi on (i chyba nawet popełnił on o tym książkę), iż zasadniczo wpierw należy przygotować - podatny na argumenty szczegółowe - grunt sprowadzając całą dyskusje to ustalenia, czy obie strony są zgodne co do pryncypiów samej dyskusji, czyli do pytania: "czy mam prawo chociaż zachować własne zdanie, nawet jeśli byłoby ono odmienne od twojego?". W skrajnie trudnych przypadkach, gdy odpowiedź rozmówcy byłaby zdecydowanie negatywna, należy po prostu zaprzestać jakiejkolwiek wymiany zdań, gdyż - jak uzasadnia Molyneux - nie można rozmawiać z kimś, kto celowo i świadomie przykłada nam lufę do skroni. Abstrahując od skuteczności takiego rozumowania, nie można mu odmówić pewnej dozy zdrowego rozsądku.

Co zaś się tradycjonalistów[] tyczy, to podobnie w libertariańskiej strategii, można wyróżnić u nich dwa zasadnicze nurty: reformistyczno-kompromisowy i [i]bezkompromisowy[/i]. Ten pierwszy, oczywiście, najskuteczniejszą szansę zmian upatruje w powolnych acz metodycznych reformach w ramach samej d***kracji[8]. Drugi natomiast - choć a-parlamentarny, nie bynajmniej nieapolityczny - idzie drogą propagandowo-publicystyczną. Lecz w przeciwieństwie do propagandy uprawianej przez wolnościowców, konserwatyści - konsekwentnie - raczej unikają rozgłosu i [i]masowości[/i], a odbiorcę zawężają do wąskich i nielicznych grup. Do ludzi z krótką preferencją czasową, myślących długofalowo.. do tzw. elity Narodu.

Aczkolwiek wbrew tym szczegółowym różnicom w przyjmowanych strategiach, obie grupy muszą stawić czoła ludzkiej tendencji do tworzenia mitów. Wojownicze nastawienie bowiem może z czasem ulec rozmiękczeniu lub całkowitej dezintegracji, mitologizacja zaś wydaje się być ciągłą i nieustającą przypadłością rodzaju ludzkiego. Lecz skoro nie da się wyplenić tego zjawiska, to może trzeba zredukować jego zasięg tak, aby nie miał wpływu na decyzje rządu, które dotyczą nas wszystkich?


Przypisy:

[1] Tak jak i pozostali politycy zresztą.
[2] Więcej na temat w licznych pracach przedstawicieli austriackiej szkoły ekonomii, tj. von Mises, Rothbard, Hoppe, a także niektórzy ekonomiści innych szkół.
[3] Można by wyróżnić tyle odmian mitologizacji, ile przenosi ona ze sobą treści, tj. mitologizacja naukowa (scjentystyczna) pochodzenia pozytywistycznego.
[4] Ogólnie mówiąc - komunistów, bolszewików, część socjalistów.
[5] Można powiedzieć, iż co libertarian, to inna strategia.
[6] Jeśli nie twórcą i apologetą w jednej osobie.
[7] http://www.youtube.com/watch?v=nKOTqRb5nvg
[8] Można się zastanawiać, czy p. Artur Górski powinien być zaliczany do grona konserwatystów, choć - jak on sam twierdzi - należy do konserwatywnej frakcji w swojej partii.

4 września 2010

Wielka nienazwana przygoda - rozdział I - legenda

Dawno temu, na świecie nie bardzo różnym od Ziemi, istniało pewne niewielkie królestwo. Ludzie żyli w nim spokojnie pomnażając indywidualny oraz grupowy dobrobyt, dzięki praktycznie niczym nieograniczonemu wolnemu handlowi i sprawiedliwej konkurencji. Było tak do czasu aż królestwo nawiedził straszliwy i potężny demon wraz ze swoją armią potworów. W ciągu kilku dni zdołał on zamienić całe miasta w płonące zgliszcza, a życie mieszkańców w krwawy koszmar. Żaden z okolicznych wojowników, ani gwardia królewska, ani inna prywatna armia nie zdołała ujarzmić demona. Był niepokonany.. do chwili, w której pojawił się tajemniczy osobnik znikąd. Pokonał on potwory oraz ich straszliwego przywódcę przywracając ubłagany spokój w królestwie. Lecz po wielu latach demon znów powrócił i jego celem pewnie stało się ta spokojna kraina.

Nastał świt nad doliną Regnunalii (miejsce, w którym znajduje się państwo-miasto Regnunalia). Promienie słoneczne nie śmiale acz stanowczo zakradały się coraz niżej, w głąb puszczy oddzielającej górski step od ork przedmieścia królestwa, odkrywającym przy tym ciało pewnego młodzieńca. ...

Cdn.

Prolog 0.5.

Wtem, wyraz twarzy tajemniczej wojowniczki nagle się zmienił. Stał się jej bardziej poważny; wyraźnie można było odczytać z niego, iż zrozumiała powagę sytuacji, w jakiej znalazła się wraz z młodym bohaterem, na tyle, by powziąć ostateczne środki. Spojrzała na Camillusa, po czym szybkim ruchem ręki wyjęła coś z kieszeni i rzuciła w jego stronę. A gdy tylko Camillus schylił się po to, z całych sił rzuciła się w stronę napastnika. W trakcie - między zadawaniem, a odpieraniem piekielnie szybkich ciosów przeciwnika - krzyknęła: To są Porta, magiczne kryształy, ściśnij je w ręku, a potem rzuć z całych sił o ziemię! Młodzieniec niewiele myśląc, uczynił to, co mu rozkazano. To Wam się nie uda, wybraniec będzie mój - z wielką pewnością siebie odrzekł złoczyńca próbując wyraźnie zakończyć potyczkę ze złotowłosą. Nagle, ziemia pod stopami Camillusa zaczęła świecić ogromnym blaskiem powoli oślepiając chłopaka (okazało się, iż było to działanie porta). Zdezorientowany Camillus mógł już tylko widzieć jak diabelski złoczyńca zyskuje coraz większą przewagę nad tajemniczą obrończynią, by w końcu zadać jej ostateczny cios. Choć zarówno jego dusza rwała się ku pomocy, jego ciało stawało się sztywne, nieposłuszne.. było to uczucie znikania lub unoszenia się w wodzie, choć bez utraty powietrza. Wtem usłyszał głos dziewczyny: - Żegnaj, nie daj się zabić! Po czym stracił przytomność. Czyżby to był efekt działania magicznych kryształów, a może to diabelski napastnik, w końcu zadał śmiertelny cios?

Koniec