19 lipca 2010

Wielka, nienazwana jeszcze przygoda. Prolog 0.4.

W tym miejscu należy się Czytelnikowi wyjaśnienie co do charakterystyki samego bohatera tej opowieści. Camillus, od lat młodzieńczych (obecnie właśnie skończył 18 lat) z uwielbieniem zaczytywał się w japońskich komiksach typu shonen (tzw. mangi dla chłopców), które obfitowały w sceny walk rodem ze znanego filmu Matriks, niebezpieczeństwo grożące światu i tym podobne. Sam nawet kilka lat temu - by nie skłamać powiedzmy, że 6 - zaczął uczęszczać na treningi karate, a siły i tężyzny fizycznej nie można mu było odmówić. Choć chłopak został wychowany w porządnej postpeerelowskiej polsko-katolickiej rodzinie i miał mnóstwo bliskich znajomych, to w wolniejszych chwilach pogrążał się w swoim wykreowanym, "małym świecie" przygód. Teraz, mam nadzieję, lepiej zrozumieć można stan jego psyche. Ot nagle zetknął się ze swoimi własnymi wyobrażeniami i marzeniami (?), które są rzeczywiste. Mimo wielkiego zakłopotania, przerażania i wręcz otumanienia, czuł on jednak swoistą pewność. Wiedział bowiem, czym jest np. - wspomniana przez dziwnego agresora - energia.
Lecz powróćmy do głównego toku opowieści.
Camillus pobiegłszy ile sił miał w nogach, znalazł się w ślepym punkcie. W przerażeniu wbiegł do jakiegoś magazynu, z którego nie było widać innego wyjścia niż to, przez które właśnie się dostał. Niestety, nim w ogóle zdążył przybrać postawę odwrotu, przed nim pojawił się jegomość w starym płaszczu. Światło przenikające stare drewniane ściany oświetlało jego szczupłą i ... sylwetką dodając mu więcej grozy. Co!? A co z nią, została .. zabita - młodzieniec rzekł pół-głosem. Był w szoku tak, że przez chwilę zastygł. Na co diabeł odpowiedział - heh, oczywiście - szyderczo parsknął - już nikt nie przeszkodzi Wielkiemu Panu w złapaniu potomka smoczej rasy. Kolejne słowa nasuwające tylko jeszcze więcej pytań. Lecz wtem, dziwny jegomość ponownie użył swojej nadzwyczajnej szybkości, by w mgnieniu oka przewrócić Kamila jednym ruchem mocno na betonową nawierzchnię. Co wystarczyło w połączeniu z wciąż ... szokiem wystarczyło, by unieruchomić naszego bohatera. Demoniczny agresor pochylił się nad nieruchomym acz wciąż świadomym ciałem wyciągając swoją lewą rękę w nieznanym celu. Gdy przybliżył nieludzko wątłą dłoń przed oczyma 18-latka jego wargi poruszyły się tak jakby wypowiadał jakieś zaklęcie w tajemniczym języku. Nagle, wewnętrzna, skierowana na chłopaka, strona dłoni zaczęła stopniowo migotać i świecić. Nie minęło pół-minuty jak Camillus czuł, że powoli opada z sił. Czyżby nieznany przybysz był tego sprawcą? Czy to możliwe, by właśnie wyssał z niego całą energię życiową? W japońskich mangach zwykłe pozbawienie delikwenta KI kończyło się jego niechybną śmiercią, i czy to samo stanie się z Camillusem?
Lecz nie było czasu rozmyślać nad tym. Camillus czuł, że musi coś zrobić, musi znaleźć w sobie resztki sił, by wstać i walczyć. Jak na złość, jedyne do czego był zdolny w tej chwili, to reumatyczne ruchy. Cały się trząsł, a na dodatek utrata przytomności była coraz bliższa. Czuł to. I nic nie zapowiadało zmiany tego tragicznego położenia. Przed oczami Kamila pojawiła się głęboka ciemność. -Czy ja, umarłem!? Czy śnię? - pomyślał. Hej, zaraz, jeśli jestem zdolny do tego.. - przerwał medytacje, gdyż w końcu uprzytomnił sobie, że wciąż żyje. I nawet już nikt nie pozbawiał go energii. Okazało się, że w ostatniej chwili pojawiła się złotowłosa dziewczyna, która w jakiś sposób wykopała napastnika za ścianę baraku. Niestety, jak się niezwłocznie przekonali, był to atak daremny. A raczej jedynie chwilowo odsuwający zagrożenie, gdyż demoniczny napastnik wyglądał rześko i sprawnie - jak tylko mógł by wyglądać. Co gorsza, anielska obrończyni była w niedobrej kondycji: ciężko sapała, z czoła spływała powoli krew i wygląda tak, jakby całych swoich sił używała tylko po to, by utrzymać się sztywno na nogach.

Brak komentarzy: