11 lutego 2011

WNP - rozdział I - legenda - Saga I

W głowie Camilo pojawia się pewien obraz z przeszłości, całkiem niedalekiej: On, siedzący na progu okolicznego antykwariatu, płaczący i burczący coś pod nosem, gdyż właśnie spotkał kto jakiś zawód. Nagle podchodzi do niego znajomy starzec: -Co się stało, Filipku (ów starzec raczył go tak nazywać ni to z sympatii tylko, ni to ze zwykłej złośliwości)? - zapytał. A on na to: -Nic. Co Cię to obchodzi? Nikogo to nie obchodzi i mnie też! - powiedział głośniej na koniec zdania. Na to starzec antykwariusz: -Heh, cóż mnie niby nie obchodzi, chłopczyku? -Heh, starcze, znowu mi się nie udało zaliczyć tego egzaminu i na dodatek zniszczyłem ulubiony wazon mojej mamy. Jestem jak zwykle do niczego - odrzekł zniechęconym głosem. Starzec podrapał się po brodzie, pogłaskał swoje długie włosy (a'la rock'n'roll) i skomentował: - To nieprawda. Nie osądzał siebie tak pochopnie. Uda Ci się następnym razem. -Heh, jasne, jasne.. - odparł coraz bardziej zniechęcony i pogardliwy. Na to starzec odrzekł: -Uda Ci się, ponieważ ja w to wierzę i ta wiara ma silne ugruntowanie w faktach. W tym momencie chłopczyk odwrócił się lekko w stronę starca: -Co takiego? Na to starzec wstał i odwróciwszy się w stronę swojego przybytku zaczął mówić: -Ano tak. W faktach. Pamiętasz, jak powiedziałeś - nie obiecywałeś, ani nie zapewniałeś - ale powiedziałeś, że kiedyś ożywisz to miejsce, że zrobisz wreszcie porządek w całym sklepie? I to zrobiłeś! - powiedział z przekonaniem ogromnym. Chłopczyk lekko się speszył, lecz dalej nic nie mówił. - Wierzę, że jeśli sobie coś postanowisz, to na pewno, to osiągniesz. Oczywiście, nie bez ciężkiej pracy i wysiłku, ale masz niespotykany element - silną wolę. Wszystko Ci się uda...

Wróćmy do czasu teraźniejszego, do naszej opowieści. Camilo, który przyjął zaproszenie do domu Kampeona, poznał swoje "powołanie" - niszczenie zła. Po zapoznaniu się z domownikami domu Kampeonów (właściwie nie wiadomo, czy K. to nazwisko rodowe czy imię ojca Alicii, jednak przyjęło się, iż wszyscy nazywają "go" mistrzem bądź mistrzem Kampeonem), Camilo otrzymał swój pokój, w którym rozmyślał nad swoją przyszłością. Nie był niczego pewien poza tym, iż jego wewnętrzny głos dyktował mu przystanie na ten "pakt", gdyż ktoś już zdążył poświęcić dla niego swoje życie. Celem rozproszenia zmartwień i przygotowania się do jutrzejszego, tajemniczego treningu, Camilo postanowił wyjść pobiegać po okolicy. Ponieważ dobrze nie znał zwyczajów swojego tymczasowego domu, a drzwi jego pokoju wprowadziły bezpośrednio na zewnątrz, postanowił nikogo o tym spacerze nie mówić. Zresztą, chciał być raczej sam ze swoimi myślami. Nie minęło wiele czasu, jak młodzianin znalazł się w środku gęstego, iglastego lasu. Typowo górskiego. -O kurczę, chyba się zgubiłem, kompletnie nie pamiętam drogi powrotnej - sarkastycznie odrzekł do siebie. Lecz nagle usłyszał jakieś krzyki. Cóż, skoro i tak nie wiem, gdzie jestem, to bardziej zabłądzić nie mogę - stwierdził niewiele myśląc, jak to miał w zwyczaju i pobiegł w stronę, z której dochodziły niemiłe odgłosy. Okazało się, iż banda ogrów (ok. dwumetrowych, zielonych, człekokształtnych bestii) napastowała jakąś wieśniaczkę (a tak, warto przy tym wspomnieć, iż ów monstra były nie głupsze niż przeciętny konsument Warki lub Lecha i o swoje walczyć umiały). A nasz bohater, jak to bohater, dzielnie choć niekoniecznie roztropnie wdarł się z zaskoczenia między ogry i dziewuszkę. Jego plan był jeden: przerzucić całą uwagę zielonych jegomości na siebie, aby kobieta mogła uciec. Cóż, to jedno mu się udało, ale bynajmniej nie przez wzgląd na jego umiejętności blefu, a dlatego, iż to była zasadzka na .. niego samego. Choć kobieta nie grała w tym żadnej roli. Uciekła, szybko, nie patrząc w tył. -No i co? Chcecie kawałek mnie !? - odparł z twarzą pokerzysty. - No to bierzcie - jak powiedział i wykalkulował, tak zaatakował. Uderzał tak silnie jak wtedy potrafił, choć ogr akurat niewiele się bronił, gdyż ciosy chłopaka nie robiły na nim większego wrażenia. Starczyło, iż raz, dwa machnął swoją wielką, owłosioną ręką i już Camilo znalazł się na ziemi. Jednak ogr walnął kilka razy tak, że w końcu w Camilo zaczęły budzić się pewne skrywane siły. Budzić się wprost proporcjonalnie do wzmaganej w nim złości odczuwanym bólem. W końcu, wręcz w ułamku sekundy, jak wyuczony, zadał bydlakowi kilka ciosów w brzuch i w brodę tak, iż monstrum padło na ziemię. Niestety, po chwili sterczenia nad powalonym przeciwnikiem temperament, będący na razie głównym motorem siły Camilo, wygasł i Camilo odzyskał świadomość. A było jeszcze z 8 lub 9 ogrów, którym musiał stawić czoło. Uświadomił sobie szybko, że jest w kropce i nie ma wyjścia. Jednakże, długo nie nacieszył się odzyskaną świadomością, ponieważ szybko któryś z ogrów uderzył chłopaka w tył głowy i ten stracił przytomność.

CDN.

Cóż teraz się stanie z Camilo? Jakie plany mają wobec niego ogry? Czy dla kogoś pracują?

Brak komentarzy: