11 marca 2011

De Oeconomiae

Ludwig von Mises

Rachunek ekonomiczny we wspólnocie socjalistycznej[1]


Jest wielu socjalistów, którzy nigdy nie zaprzątali sobie głowy problemami gospodarki i którzy nigdy nie podjęli żadnej próby, aby stworzyć jakąkolwiek jasną koncepcję czynników określających charakter społeczeństwa. Są inni, którzy gruntownie wgłębiają się w dawną i najnowszą historię gospodarczą i próbują na tej podstawie konstruować teorię społeczeństwa „burżuazyjnego". Dość dowolnie krytykują strukturę gospodarczą „wolnego" społeczeństwa, definitywnie przy tym rezygnujące swej zjadliwej przenikliwości w stosunku do gospodarki wyimaginowanego państwa socjalistycznego. Gospodarka jest zdecydowanie zbyt rzadko obecna w olśniewających obrazach malowanych przez utopistów. Niezmiennie wyjaśniają nam, że w szaleńczo wyimaginowanych krajach ich wyobraźni pieczone gołąbki same będą wpadać do ust towarzyszy, ale zapominają wyjaśnić, w jaki sposób ten cud ma się wydarzyć. Gdziekolwiek poczynają wypowiadać się bardziej wyraźnie o gospodarce, zaczynają się kłopoty — dla przykładu fantastyczne marzenie Proudhona o „banku narodowym"[2] — tak, iż nie jest trudno wykazać ich błędy logiczne. Kiedy marksizm uroczyście zakazuje swoim wyznawcom rozważania problemów gospodarczych, nie jest to zasada nowa. Utopiści w swych wizjach zawsze zaniedbywali rozważania ekonomiczne i koncentrowali się wyłącznie na rysowaniu ponurego obrazu istniejących stosunków i promiennych obrazów złotego wieku, który będzie naturalną konsekwencją Nowego Porządku.


Bez względu na to, czy ktoś uważa nadejście socjalizmu za nieunikniony rezultat ludzkiej ewolucji i traktuje uspołecznienie środków produkcji jako największe błogosławieństwo, czy też uważa je za największe nieszczęście, które może przytrafić się ludzkości, każdy musi przyznać, iż refleksja nad właściwościami społeczeństwa zorganizowanego na socjalistycznej podstawie jest czymś więcej niż tylko „dobrym, ćwiczeniem umysłowym i sposobem szerzenia jasnej i logicznej myśli politycznej"[3]. W czasach, kiedy zbliżamy się coraz bardziej do socjalizmu, i nawet w pewnym sensie jesteśmy przezeń zdominowani, badania problemów państwa socjalistycznego mają szczególne znaczenie dla wyjaśnienia tego, co dzieje się dookoła nas. Wcześniejsze analizy gospodarki towarowej nie wystarczają już do właściwego zrozumienia zjawisk społecznych zachodzących dzisiaj w Niemczech i u ich wschodnich sąsiadów. W związku z tym naszym zadaniem jest poddać społeczeństwo socjalistyczne możliwie szerokiej analizie. Podjęcie próby uzyskania jasnego jego obrazu nie wymaga dalszych uzasadnień....

Odpowiedzialność i inicjatywa w przedsiębiorstwach.


Problem odpowiedzialności i inicjatywy w przedsiębiorstwach socjalistycznych ściśle wiąże się z rachunkiem ekonomicznym. Panuje powszechna zgoda, że likwidacja wolnej inicjatywy i indywidualnej odpowiedzialności, od których zależą sukcesy prywatnych przedsiębiorstw, tworzy poważne zagrożenia dla socjalistycznej gospodarki[4].

Większość socjalistów pomija ten problem milczeniem. Inni wierzą, iż rozwiązaniem mogliby być dyrektorzy funkcjonujący — mimo iż nie są właścicielami środków produkcji — na takich samych zasadach jak menedżerowie w spółkach akcyjnych. Jeżeli społeczeństwo — twierdzą— a nie akcjonariusze stanie się właścicielem środków produkcji, nic się nie zmieni, a dyrektorzy nie będą pracować mniej wydajnie dla społeczeństwa niż dla udziałowców.

Musimy rozróżnić tutaj dwa typy spółek. W pierwszym, obejmującym dużą liczbę małych przedsiębiorstw, kilka osób łączy się we wspólnym przedsięwzięciu o prawnej formie spółki. Są oni często założycielami lub spadkobiercami założycieli spółki, lub dawnymi konkurentami, których spółka wchłonęła. Bezpośrednia kontrola i zarządzanie przedsiębiorstwem znajduje się w rękach samych udziałowców (lub przynajmniej niektórych z nich), którzy działają w swoim własnym interesie lub w interesie osób ściśle z nimi związanych (żony, bracia, itd). Nie zmienia tego fakt, iż czasem pakiet udziałów posiadają towarzystwa inwestycyjne lub banki.
Sytuacja jest całkiem odmienna w przypadku wielkich spółek akcyjnych, gdzie tylko niewielka część wielkich akcjonariuszy uczestniczy w bieżącej kontroli spółki. Są oni na ogół tak samo zainteresowani w rozkwicie spółki, jak każdy inny właściciel. Jednak może się zdarzyć, że ich cele są inne niż większości drobnych udziałowców, którzy są wykluczeni z zarządzania firmą nawet wtedy, gdy łącznie posiadają większość akcji. Jeżeli przedsiębiorstwo jest tak kierowane przez menedżera, że owi drobni akcjonariusze są poszkodowani, mogą mieć miejsce poważne konflikty. Jeżeli tak się zdarzy, to jest oczywiste, że ci, którzy mają rzeczywistą władzę, zarządza¬ją firmą kierując się własnym interesem i nie bacząc na to, czy jest on zgodny z interesami akcjonariuszy, czy nie. Na dłuższą metę jednak dla poważnego menedżera, który nie zajmuje się tylko pogonią za krótkotrwałym zyskiem, korzystne jest, aby w każdym przypadku reprezentował wyłącznie interesy udziałowców i unikał manipulacji mogących im zaszkodzić. To samo dotyczy banków i towarzystw inwestycyjnych, które nie powinny narażać na szwank zaufania, jakim się cieszą. A wynika to nie tylko z przykazań moralnych.

Sytuacja zmienia się całkowicie, jeżeli przedsiębiorstwo jest znacjonalizowane. Wraz z likwidacją materialnego interesu osób prywatnych zanikają bodźce. Jeżeli przedsiębiorstwa państwowe i komunalne w ogóle jako tako prosperują, zawdzięczają to przejęciu sposobu zarządzania od firm prywatnych lub innowacjom wymuszanym przez biznesmenów, którzy dostarczają środków produkcji i materiałów.

Analiza doświadczeń przedsiębiorstw społecznych i państwowych prowadzi do powszechnie akceptowanego wniosku, że brak w nich wewnętrznej presji w kierunku zmian i doskonalenia produkcji, co sprawia, iż nie mogą one dostosowywać się do zmieniającego się popytu. Jednym słowem są one martwą odnogą gospodarki. Wszelkie próby tchnięcia w nie życia wydają się daremne. Wysuwano przypuszczenie, że pożądane efekty mogą przynieść zmiany w systemie wynagradzania. Jeżeli socjalistyczni dyrektorzy — twierdzono — byliby zainteresowani wynikami kierowanych przez siebie przedsiębiorstw, to, jak można sądzić, zachowywaliby się podobnie jak menedżerowie wielkich korporacji. Jest to fatalny błąd. Menedżerowie wielkich korporacji są powiązani w całkowicie odmienny sposób z korzyściami firmy, którą zarządzają, niż w przedsiębiorstwach będących własnością społeczną. Albo już są właścicielami pewnej cząstki kapitału firmy, albo mają nadzieję stać się nimi wkrótce. Ponadto mają oni możliwość osiągania zysków poprzez spekulacje giełdowe akcjami spółki. Mają perspektywę uposażenia swoich spadkobierców lub przynajmniej przekazania im cząstki swojej pozycji i wpływów. Spółki nie zawdzięczają swoich sukcesów dyrektorom przypominającym swymi poglądami i doświadczeniem urzędników państwowych. Sukcesy odnoszą raczej dyrektorzy, którzy są inspiratorami, organizatorami i ludźmi biznesu zainteresowanymi — jako akcjonariusze — zyskiem, a więc ci ludzie, których wyeliminowanie stawia sobie za cel nacjonalizacja i uspołecznienie.

Nie jest powszechnie przyjęte, aby rozważać tę kwestię, gdy zapewnia się o wyższości ładu ekonomicznego budowanego na socjalistycznych podstawach. Wszystkie socjalizmy, włączając w to marksistowski, wychodzą z założenia, że w społeczeństwie socjalistycznym nie będzie konfliktu między interesem partykularnym a ogólnospołeczny m. Każdy, działając we własnym interesie, będzie dawał z siebie wszystko, ponieważ uczestniczy w tworzeniu i podziale dobra wspólnego. Oczywisty zarzut, że jednostka będzie w niewielkim stopniu zainteresowana tym, aby być pilną i gorliwą — znacznie ważniejsze jest dla niej, aby tak zachowywali się wszyscy pozostali — jest albo ignorowany, albo też odpowiedź nań wystarczająca. Socjaliści wierzą, że mogą skonstruować socjalistyczną wspólnotę opierając się tylko na Imperatywie Kategorycznym. Jak łatwo zwykli przechodzić nad kwestią tą do porządku, najlepiej widać po wypowiedzi Kautsky'ego: Jeżeli socjalizm jest społeczną koniecznością, to, w wypadku, gdy pojawi się sprzeczność między socjalizmem i naturą ludzką, właśnie natura — a nie socjalizm — będzie musiała się zmienić"[5]. Jest to ni mniej, ni więcej, tylko czysta utopia.

Ale nawet jeżeli na moment przyjmiemy, iż te utopijne oczekiwania mogą się spełnić, że każdy osobnik w społeczeństwie socjalistycznym będzie pracował z takim samym zapałem, jak czyni to dzisiaj pod presją konkurencji, ciągle jeszcze pozostaje problem mierzenia rezultatów działalności gospodarczej we wspólnocie socjalistycznej, w której nie może istnieć żadna forma rachunku ekonomicznego. A nie możemy działać racjonalnie, jeśli nie jesteśmy w stanie określić, co jest racjonalne.
Wedle rozpowszechnionego poglądu, jeżeli w przedsiębiorstwach społecznych działać będziemy mniej biurokratycznie i w sposób bardziej skomercjalizowany, to będą one funkcjonować równie dobrze, jak firmy prywatne. Kierownicze stanowiska zajmować muszą kupcy, a wtedy zysk będzie stale rósł. Niestety, „kupieckie nastawienie" nie jest czymś zewnętrznym w stosunku do warunków i nie może być dowolnie przenoszone. Smykałka do handlu nie jest wrodzonym uzdolnieniem, nie można jej także nauczyć się w szkole handlowej, na praktyce w domu handlowym czy nawet prowadząc przez czas jakiś własne przedsiębiorstwo. Przedsiębiorczość i aktywność człowieka są pochodną jego roli w procesach gospodarczych i zanikają wraz z ustaniem warunków kształtujących je. Kiedy odnoszący sukcesy człowiek interesu zostaje dyrektorem przedsiębiorstwa społecznego, może on przez pewien czas wykorzystywać doświadczenie ze swej poprzedniej działalności. Jednak wraz z wejściem do sektora uspołecznionego przestaje być kupcem i staje się takim samym biurokratą, jak inni urzędnicy na państwowych posadach. To nie wiedza o rachunkowości, zarządzaniu, umiejętność pisania korespondencji handlowej czy nawet dyplom szkoły ekonomicznej[6] tworzą kupca, ale jego właściwa pozycja w procesie ekonomicznym, która pozwala mu na utożsamianie interesu firmy ze swoim własnym. Nie jest rozwiązaniem problemu, kiedy Otto Bauer proponuje, aby dyrektora Narodowego Banku Centralnego kierującego gospodarką wybierało kolegium, do którego należeliby także przedstawiciele grona pedagogicznego uczelni ekonomicznych . Dyrektorzy tak wyłonieni, jak filozofowie u Platona, mogliby być najmądrzejsi i najlepsi w swoim fachu. Sprawując funkcję przywódców społeczeństwa socjalistycznego nie mogą być oni jednak kupcami, i to nawet jeżeli byli nimi w przeszłości.

Powszechnie narzeka się, że administracja przedsiębiorstw uspołecznionych pozbawiona jest zdolności do inicjatywy. Są tacy, którzy wierzą, iż można to zmienić poprzez reformy organizacyjne. Jest to ciężki błąd. Zarządzanie socjalistycznym koncernem nie może być przekazane całkowicie w ręce jednej osoby. Zawsze istnieć będą podejrzenia, iż osoba taka popełnić może błędy powodujące ciężkie straty dla społeczeństwa. Jeżeli jednak najważniejsze decyzje podejmowane są zależnie od zdania komitetu centralnego lub aprobaty stosownego ministerstwa, nakłada to poważne ograniczenia na jednostkową inicjatywę. Komitety raczej rzadko skłonne są do wprowadzania innowacji. Brak swobodnej inicjatywy w sektorze uspołecznionym polega nie na wadach organizacyjnych, lecz jest przyrodzoną cechą tego sektora. Nikt nie może przenieść prawa swobodnego decydowania o wykorzystaniu czynników produkcji na dyrektora, niezależnie od tego, jaka jest jego ranga. Jest to nawet tym bardziej niemożliwe, im bardziej jest on materialnie premiowany w zależności od wyników kierowanego przedsięwzięcia, ponieważ — nie będąc właścicielem — dyrektor odpowiedzialny jest jedynie moralnie za poniesione straty. Natomiast właściciel odczuwa ciężar odpowiedzialności, gdyż za straty spowodowane błędnymi decyzjami musi płacić. To właśnie jest najbardziej charakterystyczna różnica między socjalistyczną a liberalną organizacją gospodarki. •




[1]Die Wirstschaftsrechung im Sozialistischen Gemeinwesen, Archiv für Sozialwissenschaften vol. 47, 1920. Drukowany przez nas tekst jest tłumaczony z angielskiego wydania tej pracy (Economic calculation in the Socialist commonwealth, w: Collectivist Economic Planning, Londyn 1935 – przyp. tłum.).
[2]Wymarzona przez Josepha Proudhona (1809-1865) gospodarka miała być bezpieniężna i bez rynkowa. Podziałem dóbr miał zajmować się centralny organ (narodowy czy też ludowy bank wymiany), który przejmowałby wszystkie towary, wyceniając ich wartość wg zawartej w nich pracy. W podobny sposób wyceniany byłby wysiłek robotników, z których każdy otrzymywałby bon potwierdzający, iż wydatkował określony kwant pracy. Bon taki upoważniałby go do pobrania potrzebnych mu towarów z „banku narodowego” (przy. Tłum.).
[3]Karol Kautsky, Rewolucja proletariacka i jej program, Warszawa (brak roku wydania), nakładem Spółdzielni Wydawniczo-Księgarskiej „Nowe Życie”, s. 43 (przekład W. Kieleckiego).
[4]Patrz: Vorläufiger Bericht der Sozialisierungskommission über die Frage de Sozialisierung des Kohlenbergbaues, sporządzone 12 lutego 1919, s. 13.
[5]Karol Kautsky, Wstęp do Atlanticus(Ballod): Produktion und Konsum im Sozialstaat, Stuttgart, 1989, s. 14.
[6]Otto Bauer, Der Weg zum Sozialismus, Wiedeń, 1919, s. 25.

Brak komentarzy: